Projektanci bielizny, podobnie jak twórcy innych części damskiej garderoby, czerpią z rozmaitych źródeł. Nawiązują i do stylu marynarskiego, i do trendu safari, bawią się modą z lat 50-tych, 60-tych czy 70-tych, eksperymentują z krojami, mieszają materiały i faktury. Tegoroczne wiosenne kolekcje ubrań przypomniały, że bielizna to nie tylko zamknięty świat, który z jednej strony urozmaica nasze sypialniane życie, z drugiej jest sprzymierzeńcem w walce o idealną sylwetkę. Luksusowe gorsety, zmysłowe haleczki, zwiewne, tiulowe koszulki same potrafią stać się bajecznym źródłem inspiracji – dla projektantów sukienek, spódnic, bluzek czy tunik. Efektem królujący tej wiosny na wybiegach trend bieliźniany.
Trend buduarowy to rzecz jasna żadna nowość. Już w latach 80-tych młode buntowniczki wzorowały się na ikonie popu, Madonnie, która odważnie eksperymentowała z koronkowymi, prześwitującymi bluzkami spod których było widać stanik czy z seksownymi, błyszczącymi gorsetami zakładanymi zamiast topu. W latach 90-tych wśród gwiazd pojawiła się moda na noszenie samych biustonoszy pod marynarką. W gruncie rzeczy jednak dotychczasowe romanse projektantów mody z bielizną nie były jakoś wyjątkowo szczęśliwe, bo albo raziły dosłownością, albo były raczej wulgarne aniżeli kuszące.
W tym roku czołowi projektanci żonglowali stylem bieliźnianym na wszelkie możliwe sposoby, wysubtelniali do granic możliwości albo, wręcz przeciwnie, używali go bardzo odważnie. Efekty tych zabaw bywały lepsze i gorsze, ale niewątpliwie bardzo ciekawe.
Nina Ricci pokazała zwiewne, przejrzyste sukienki koloru ciała, Dolce & Gabbana zestawy złożone z koronkowych prześwitujących bluzek i spódnic stylizowanych na halki lub obcisłych gorsetowych topów połączonych z koronkowymi, luźnymi szortami, z kolei John Galliano szalał z miękkimi i bardzo kobiecymi sukienkami wykończonymi koronką. Dom mody Diora jak zwykle poszedł w klasykę i elegancję. Na wybiegach zaprezentował długie, błyszczące suknie w pastelowych kolorach z górą wykonaną z koronki, tiulu czy szyfonu oraz eleganckie, zdobione koronką gorsety zestawione z satynowymi szortami lub spódnicami. Niezwykle seksownie na wybiegach prezentowały się sukienki z widocznymi szwami i usztywnioną częścią stanikową, takie jak u Preen. Z dużą dozą romantyzmu potraktowała ten trend marka Fendi, u której pojawiło się sporo dziewczęcych sukienek i bluzek w kolorach pudrowego różu. Wreszcie Jean Paul Gaultier, autor słynnego gorsetu ze stożkowatymi miseczkami zaprojektowanego specjalnie na trasę koncertową Madonny w latach 90-tych, który postanowił powrócić do źródeł i na bazie błyszczącego, cielistego gorsetu stworzył kilka niezwykłych propozycji (nie bardzo wiem tylko czemu połączonych z glanami?!). Romans z bielizną można było również zauważyć w kolekcjach Stelli McCartney, Barbary Bui, Antonio Marrasa, Alexandra Wanga czy Ungaro.
Wbrew pozorom trend buduarowy to propozycja bardzo różnorodna, bez problemów balansująca na granicy luzu i elegancji, klasyki i nowoczesności, delikatności i drapieżności. Stroje w stylu bieliźnianym doskonale sprawdzą się i w ciepłe letnie dni (zwłaszcza zwiewne, przejrzyste sukienki), i na gorących klubowych imprezach (gorsetowa kiecka niejednego powali na kolana!).
Myślę jednak, że tym co w trendzie buduarowym urzeka najbardziej jest zwrócenie uwagi na złożoność kobiecej natury, która z jednej strony jest delikatna, słodka, niewinna i romantyczna, z drugiej emanuje pewnością siebie, jest odważna, drapieżna i bardzo seksowna. Nie wiem czy jakikolwiek inny styl tak mocno odwołuje się do istoty kobiecości.