W końcu musiał nadejść ten moment; przed VAGiem nie ma ucieczki. Ten konkretny egzemplarz miał przejechanych 50000km, a pochodził z roku 2014. Sporo elementów w aucie była mi już dobrze znana, jako że sam Skodę ujeżdżam. Ba, nawet silnik mam u siebie identyczny – dwa litry w dieselu, TeDeI. W Yeti miał 140 bocianów mocy, u mnie posiada ich 170. W środku znalazłem więcej podobieństw: system rozrywki, zestaw wskaźników, zielone podświetlenie, komputer pokładowy, panel sterowania klimatyzacją…
Kurde, jaka ta dzisiejsza motoryzacja jest popaprana.
Cięcia – pardon, optymalizacja kosztów mocno odbiła się na motoryzacyjnej różnorodności. VAG nie jest jedynym przykładem. Każdy koncern ma swój własny „koszyk” komponentów, z którego muszą korzystać projektanci. Wkurza mnie to, że przesiadając się do dwukrotnie droższego Superba mam ten sam zestaw elementów, co w Yeti – nie, żebym był znowu jakimś snobem. Nie potrzebuję wyróżniać się wszystkim i wszędzie, ale boli mnie ten brak oryginalności.
Czasami marzy mi się, żeby wrócił stary dobry Citroen
.
Dla mnie takie podobieństwo jest wadą, ale dla klientów Skody raczej stanowi zaletę. Czesi są konserwatywni (czyt. nudni), a osiągają ciągłe wzrosty sprzedaży – czyli ich klienci też muszą być konserwatywni, no ewentualnie pragmatyczni. Tak, wiem, trudne słowa dzisiaj, tak jakoś wyszło. Generalnie rozchodzi mi się o to, że ludzie kupujący Skodę nie przepadają za zmianami. Dlatego też Yeti sprzed lifitngu się nie sprzedawało. Te dziwaczne okrągłe światła nie trafiały do dotychczasowych nabywców, a Ci kupujący produkty PSA nie zamierzali się na VAGa przerzucać.
Jeżeli widujesz swojego mechanika średnio raz w tygodniu, to można się przywiązać.
Perspektywa insajderska statyczna.
Pomijając podobieństwo elementów z innymi autami VAGa, nie ma się nad czym specjalnie rozwodzić. Jak na małego crossovera (4,2m długości) w środku jest naprawdę przestronnie. Bagażnik też jest okej (razem jakieś 416l), simply clever pełną gębą. Super rozwiązanie z podwójną podłogą, no i ruchomymi haczykami na zakupy. Nie wiem natomiast, co za wizjoner wpadł na pomysł, aby z tyłu montować trzy oddzielnie siedziska – jeżeli chciałbym kupić minivana, to mam do wyboru multum innych samochodów. Nawet jeśli ktoś tego potrzebuje, to zakładam, że jest rodzicem. Trzy oddzielne siedziska, oznaczają trzy wygodnie umiejscowione foteliki. Zakładam też, że taki rodzic chciałby się w samochodzie czuć wygodnie; żeby chociaż na moment móc się odprężyć. Jeżeli tak właśniejest, to Yeti nie będzie najlepszym wyborem. Nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie przednich foteli: miękkości, wyprofilowania, no czegokolwiek – oprócz ichrozmiarów. Nie wiem, czy targetem Skody (mówię Wam, kiedyś będę marketingowcem) była Azja, czy Europa – ale ja się czułem, jakbym jechał na takim krzesełku dla dzieci.
Naprawdę nie dało się tam zmieścić niczego większego?
Plastiki są dobrze spasowane, panuje przyzwoita jakość; im niżej jednak, tym gorzej. Podszybiejest mięciutkie – niczym sprzęgła w Subaru z dieselem – ale już cupholder’y są twarde jak skała. Dominuje smutna czerń, przerywana metalową wstawką w kolorze nadwozia.Szyberdach trochę rozwesela wnętrze czeskiego crossovera (taki on czeski, jak ja przystojny),ładnie je rozświetlając. Wszechobecne zielone podświetlenie jest w porządku, ale tylko w dzień; nocą konkretnie wali po oczach. Ekran multimediów umiejscowiony jest za nisko, trzeba odrywać wzrok od drogi na dłużej niż parę chwil. Poza tym, system rozrywki jest już przestarzały. Robił dobre wrażenie w momencie debiutu, ale na ten moment czterech liter nie urywa. Muszę też poświęcić jedno zdanie kierownicy – znowu się Azja kłania. Panie Wszechmogący, Krulu Druk i poboczy, jaka ona jest mała. Ja rozumiem, że nie każdy ma ręce wielkości bochenków chleba, ale moje nie są znowu tak ogromne. Ktoś tu się ewidentnie zapatrzył na Peugeota.
Na szczęście Yeti nie jest tak „gorącą nowością”.